Menu

niedziela, 4 grudnia 2016

Ciekawi ludzie [WIETNAM]

Jednym z plusów przebywania w hostelu jest możliwość poznania ciekawych ludzi. Nie inaczej było także u Pierdziocha. Przeżyłem noc w jego hostelu, a rano, w promieniach słońca wpadających przez okno, miałem możliwość przyjrzeć się wszystkiemu i wszystkim. Nie było już dymu z kadzidełek, widoczność była 100%.  W małym radyjku cicho pobrzękiwały modlitwy sikhów. 
 Na jednym z piętrowych łóżek była kobieta z dwiema córkami - bliźniaczkami. Dziewczynki miały około 8 lat i były przeurocze, wszyscy mieszkańcy pokoju bardzo je lubili. Ich mama była piękna kobietą, miała 36 lat, ale wyglądała o wiele młodziej - na jakieś 25/27. W Wietnamie oczekiwała na wizę do Japonii. Zdążyła także opowiedzieć mi kilka swoich życiowych historii. Jedną z nich była opowieść o tym jak jej były chłopak prawie ją zabił. Otrzymała postrzał w szyje i niemal się wykrwawiła, szczęśliwie ktoś ją znalazł i szybko zabrał do szpitala. Pokazała swoją bliznę - była sporych rozmiarów. Również miała spora kolekcje zdjęć przeróżnych narkotyków, spisywała nazwiska różnych osób i szczegóły dotyczące ich fachu. Jako, że była w Wietnamie dość długo i w ogóle nie pracowała, miałem swoją teorie, że szantażuje ona jakiś dilerów narkotyków dzięki czemu ma pieniądze, a jednocześnie, aby być bezpieczna z dziećmi ukrywa się w Wietnamie. 
Innym mieszkańcem pokoju był sympatyczny gruby chłopak bez jednej ręki. Był on Wietnamczykiem. Mieszkał w hostelu ponieważ było to dla niego tańsze niż wynajęcie mieszkania. Taka była oficjalna wersja, później jednak powiedział, ze nie dogaduje się z rodzicami i postanowił się wyprowadzić. Kolejnym był Patric - chłopak z dredami pochodzenia polskiego, ale już narodowości niemieckiej. Przybył on do Wietnamu by uczyć angielskiego. Zasugerowałem mu by szukał pracy także jako nauczyciel niemieckiego ponieważ było sporo osób w Wietnamie, które chciały się uczyć tego języka. Dostał on także sporo pomocy od starszego Brytyjczyka, który mieszka w Azji około 10 lat już i także uczył angielskiego. David (bo tak miał na imię ten starszy Brytyjczyk) miał około 40 kilku lat i pochodził z Walii. Stał się on moim sąsiadem ponieważ pan Pierdzioch sprawił nowe piętrowe łóżko i ja zająłem górne piętro, a David dolne. Często z nim rozmawiałem o jakichś pierdołach. Głównym tematem wszytkich były wybory prezydenckie w USA. W pokoju był również Frank. Pochodził on z Chin i przybył do Wietnamu w poszukiwaniu pracy. Pan pierdzooch dał mu możliwość pomagania w hostelu, dzięki czemu Frank mieszkał i jadł za darmo. Jego historia jest także dość skomplikowana. Pochodził on z małego miasta (jak to Chiny małe miasto, raptem ponad milion mieszkańców). Nie chciał jednak pracować w Chinach ponieważ nie chce mieć kontaktu z rodzicami. Postanowił uciec do innego kraju by się odciąć od nich. Nie wiem jaki był powód tego odcięcia, nigdy nie pytałem w każdym razie musiał być bardzo nieszczęśliwy.  W Chinach to dzieci opiekują się rodzicami na starość, utrzymują ich i często mieszkają ciągle pod jednym dachem, może to sprawić sporo problemów gdy trzeba utrzymać własne dzieci i rodziców.
Po tych wszystkich historiach pomyślałem sobie, że idealnie nadaje się do tego hostelu. Przyjechałem do Wietnamu na 3 miesięczny kontrakt. Niestety warunki jakie obiecano, a jakie zastałem różniły się diametralnie. Dostałem mieszkanie, ale pracy, która miałem mieć nie było. Miałem pracować jako model (co jest śmieszne dla mnie, ale stwierdziłem, ze nawet jak będzie lipa to warto pojechać o się przekonać niż żałować całe życie). Agencja dla której pracowałem nie załatwiała zleceń, tzn starała się, ale wymyślała tak nierealne ceny dla swoich klientów, że w ogólnym rozrachunku decydowali się oni na modeli z innych firm. Nawet gdy ktoś był w stanie zapłacić agencji wysoka cenę to model dostawał śmieszne pieniądze. Gdy byłem chory nie miałem nawet na lekarstwa, gdy zatrułem się także nie byłem w stanie kupić żadnych lekarstw więc zatrucie męczyło mnie niemiłosiernie długo. Postanowiłem szukać pracy na własna rękę. Po raz kolejny stałem się nauczycielem angielskiego oraz znalazłem sporo zleceń dla modeli za bardzo dobre pieniądze. Oczywiście robiłem to wszytki na boku bez wiedzy agencji gdy ci życzyli by sobie za moje dodatkowe zlecenia 40% (za rzekomą opiekę nade mną). Po otrzymaniu od agencji wszystkich pieniędzy za moje drobne zlecenia postanowiłem się wyprowadzić od nich - bez uprzedzenia. Zostawiłem jedynie kontrakt, którego nigdy nie podpisałem za to narysowałem wymowny rysunek. Jak się okazało nie byłem jedynym modelem, który odszedł. Wszyscy jak jeden mąż odchodzili i żyło im się o wiele lepiej pracując na własna rękę. Wielu z nich zaoferowało mi pomoc i gdyż przechodzili przez podobne rzeczy w tej agencji. Wyprowadziłem się i trzeba było znaleźć nowe miejsce. Tak też trafiłem do hostelu pana Pierdziocha, u którego mieszkało tak wielu ciekawych ludzi. 
Wszyscy wymienieni przeze mnie mieszkańcy hostelu pozostawali w nim najdłużej. Jestem z nimi nadal w kontakcie.  Inne osoby pojawiały się na dzień maks dwa więc nie było szansy na zapoznanie się.
Pan Pierdzioch dbał o wszystkich, starał się być dobrym gospodarzem. Robił śniadania, indyjskie mikstury lecznicze gdy ktoś był chory (ja dostałem jedna na gardło - smakowało to niezbyt dobrze, ale pomogło). Z czasem z pokoju zniknęły wszystkie podłogowe materace, a zastąpiły je łóżka piętrowe. 
Pewnego dnia do hostelu przybył inny Polak. Staś - bo tak miał na imię - jest jedna z najciekawszych osób jakie spotkałem. Dojechał do Wietnamu autostopem z Polski. Gdy myślę ile ja przejechałem kilometrów autostopem, a ile on czuję się tak jakbym nigdy nie jechał w taki sposób. W każdym razie bardzo polubiłem Stanisława. Jego przygody były mega ciekawe. Był on w tym hostelu, podobnie jak i ja do końca egzystencji tego miejsca. Pan Pierdzioch wkrótce miał spore kłopoty (o tym będzie następnym razem), trzeba było się ewakuować...

Kontrakt, który zostawiłem - stał się on sławny wśród wszystkich modeli w Sajgonie.
Od lewej - Pierdzioch, Staś i ja 








1 komentarz:

  1. Widzę, że kultura pracy na poziomie, podobnie jak w Chinach. A towarzystwo wybitnie interesujące :P.

    OdpowiedzUsuń