Menu

poniedziałek, 28 listopada 2016

No i po co tam jedziesz?

“No i po  co tam jedziesz?” pytano mnie wielokrotnie w moim domu przed każdym wyjazdem. Pytała mama pytał tata, pytała babcia kiedy jeszcze żyła, w zasadzie pytał każdy z rodziny. Nigdy nie mogłem pojąć czemu prowadzą taki statyczny tryb życia. Chyba była i jest to kwestia priorytetów w mojej rodzinie. Rodzice trzymali pieniądze na to, aby co jakiś czas kupić coś nowego do domu, zrobić remont itd. Ja natomiast wydawałem wszystko co dostawałem by tylko gdzieś pojechać... Nie było tego za wiele w czasie liceum i studiów, dlatego też autostop był pewną alternatywą.
Początkowo nie jeździłem daleko. W domu zawsze trwały walki o każdy wyjazd. Czasami aby moc pojechać musiałem mówić, że jadę znacznie bliżej niż było to w rzeczywistości. Przykładowo gdy jechałem do Legnicy lub Wrocławia (odległość od mojej rodzinnej mieściny około 60/70 km) mówiłem, że jadę do Wałbrzycha (odległość około 16 km). Gdy juz przyzwyczaili się do moich weekendowych wyjazdów do “Wałbrzycha” (w którym notabene bywałem 5 dni w tygodniu, gdyż tam uczęszczałem do liceum),  mogłem w końcu powiedzieć “jadę do Legnicy” (opcjonalnie do Wrocławia). Był to kolejny krok. 
W czasie gdy oficjalnie jeździłem do stolicy Dolnego Śląska zdarzało się pojechać do Krakowa czy też Poznania. Zamiast do Legnicy to na Przystanek Woodstock itd... Nie do końca czulem się ok  tym, że nie mówiłem prawdy, ale był to jedyny sposób by udać gdzieś dalej. W zamian starałem się jak mogę w szkole żeby nie było ze mną kłopotów. Było kilka przedmiotów stwarzających pewne trudności, więc do nich przykładałem się najbardziej. Również nie wagarowałem, nie wdawałem się w żadne konflikty, i starałem się być dobrym grzecznym synem. Jedyne moje przewinienie to wyjazdy i spóźnianie się (jadąc autostopem ciężko było przewidzieć czas dojazdu). 
Lata mijały, a ja nadal chciałem podróżować . Nadal chcę i nadal staram się to robić w miarę swoich możliwości. Co zabawne wciąż gdy rozmawiam z rodzicami i mówię o moich planach wyjazdowych (juz oficjalnie) słyszę “no i po co tam jedziesz?”. W zasadzie nie wiem po co... Powodów jest tyle, że nie wiem, który wybrać. W każdym razie nie potrafię wysiedzieć na tyłku w jednym miejscu... 

     Obecnie siedzę w japońskiej restauracji w jednym z wietnamskich miast. Jak to się stało? Tak wyszło przypadkiem... zresztą jak wszystko. Gdzieś tam po drodze zamierzam opisać wszystko póki co od czegoś trzeba było zacząć :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz