Wczesny ranek przywitał mnie bardzo piękną pogodą. Była to całkiem miła odmiana po poprzednim, pochmurnym i deszczowym dniu. Trochę słońca i człowiek staje się od razu szczęśliwszy. Już przed 9 rano czekałem przed recepcją hostelową na kluczyki do skutera. W mojej komórce zapisałem sobie nazwy wszystkich atrakcji, o których wiedziałem z miejscowych ofert wycieczkowych. Większość z nich była rozpisana zbiorczo w kilku wariacjach, jako jednodniowe podróże Jeepem (są one popularne wśród selfiestickowców). Ja miałem w planie zwiedzić tyle ile się da. Pani wręczająca mi kluczyki do skutera marki Yamaha dodała, że muszę tylko zatankować, oraz że mogę to zrobić zaraz po drugiej stronie ulicy. Ku mojemu zadowoleniu nie musiałem tego robić. Bak w moim skuterze był pełny. Wszystko zapowiadało się idealnie. No to jazda.
|
Mój przyjaciel - skuter Yamaha :) |
Jako pierwsze miejsce wybrałem wioskę rybacką, czyli centrum Mui Ne. Cała miejscowość ciągnie się wzdłuż wybrzeża, rozrasta się szerzej dopiero się przy zatoce, gdzie stacjonują kutry i łodzie rybackie. To właśnie do tej zatoki zmierzałem. Centrum znajduje się nieco wyżej od reszty osady. Najpierw zatrzymałem obok punktu widokowego przy drodze, z którego rozciągał się doskonały widok na morze wbijające się delikatnie w ląd (wieczorami przybywają tu autokary z turystami na szybkie zdjęcie zachodu słońca). Widok świetny. Piękne stare wietnamskie różnokolorowe kutry, łodzie i małe okrągłe łódki przypominające swym wyglądem łupiny od orzechów. Z tarasu widokowego prowadziły schody na dół obok plaży. Ponieważ nikt mnie nie popędzał (plus podróżowania wg własnego planu) zeszedłem, by poobserwować statki i rybaków z bliska.
|
Widok z tarasu na zatokę |
|
Małe koliste łodzie rybackie poniżej tarasu widokowego. |
Byłem zauroczony małymi łódkami, ale chciałem też przyjrzeć się tym większym. Te jednak znajdowały się po drugiej stronie zatoki. Wróciłem do mojej Yamachy i popędziłem na niej przez centrum Mui Ne, a następnie małymi wąskimi uliczkami. Po drodze minąłem kilka wolno-biegających krów, wcinających liście palmowe, trochę ciekawych domostw i znalazłem się na plaży. Była pora odpływu, a to dało mi szansę podejść bardzo blisko łodzi.
|
Z drogi krowo! |
|
Kutry rybackie - Mui Ne - zatoka w czasie odpływu |
|
Kutry rybackie - Mui Ne - zatoka w czasie odpływu |
|
Koliste łódki w czasie odpływu - Mui Ne |
Byłem bardzo usatysfakcjonowany, ale jednocześnie głodny, wyruszyłem bez śniadania o czym głośno przypominał mi mój żołądek. Trzeba było szybko zjeść i jechać dalej. Głód można zaspokoić wszędzie, a najsmaczniej i najtaniej w ulicznych stołówkach.
Po posiłku, postanowiłem odwiedzić dwie świątynie i port rzeczny. Port widziałem przez chwilę z okna autokaru, gdy jechałem do Mui Nez Sajgonu i wydał mi się wtedy ciekawy. O świątyniach dowiedziałem się z ulotek lokalnych biur podróży.
|
To co w Wietnamie najlepsze - uliczne jedzenie. |
Pierwszą świątynię, tak zwaną Po Sah Inu, można zwiedzić bardzo szybko. W zasadzie są to tylko dwie wieże z okresu państwa Czamów. Architekturą przypominają budowle z Angkor Watt (jeżeli ktoś był w Kambodży to się raczej zawiedzie, dla kogoś kto pierwszy raz zetknie się z taką architekturą może to robić wrażenie). Opłata za wstęp/parking była symboliczna i całe szczęście gdyż nie spędziłem tam za wiele czasu (około 15 minut).
Druga ze świątyń była nieco niżej, ale trzeba było do niej dojechać od drugiej strony. Chua Bu’u So’n, bo tak nazywa się świątynia, jest świątynią buddyjską (Wietnamczycy nazywają wszystkie świątynie buddyjskie - pagoda). Podobała mi się. Teren dookoła był zadbany (mam nadzieje, że nadal jest) i nie było w niej aż tak kiczowato jak to zwykło być innych świątyniach wietnamskich (neonowe aureole, miliony oczojebnych światełek i sztucznych kwiatów). Było tam całkiem przyjemnie, dopóki upośledzony chłopiec nie próbował wymusić na mnie ofiary na świątynię. Ponieważ nie chciałem urazić go w żaden sposób, a świątynia była ładna postanowiłem dać niewielką sumę. On, niestety, domagał się większej... Był to dla mnie znak, że czas się zbierać dalej, zanim młody wpadnie w jakąś furię (każdy biały człowiek w wyobrażeniu Wietnamczyków to chodzący portfel bez dna).
Zaraz poniżej świątyni przy drodze znajdował się port rzeczny. Podjechałem, zrobiłem kilka zdjęć (nie był tak imponujący jak port w zatoce w którym byłem wcześniej) i ruszyłem w stronę największych atrakcji Mui Ne - wydm w różnych kolorach.
|
Plaże wzdłuż drogi |
|
Wieża Czamów (Po Sah Inu) |
|
Komunistyczny pomnik za wieżami Czamów |
|
Świątynia Chua Bu’u So'n |
|
Wnętrze świątyni Chua Bu’u So'n |
|
Port rzeczny. |
|
Winiarnia w Mui Ne (gdzieś tam na trasie w kierunku wydm) |
W Mui Ne można podziwiać żółte, czerwone i białe wydmy. Te białe są tak na prawdę poza Mui Ne (i to daleko). Żółte, często zwane czerwonymi lub pomarańczowymi, są blisko, a ich kolor porównałbym do miodu. W niewielkiej odległości od centrum jest też niewielki czerwony kanion i właśnie on był moim kolejnym celem.
W Suoi Tien (w czerwonym kanionie) płynie strumień, który jest jednocześnie ścieżką (nie o każdej porze roku płynie). Najlepiej iść na boso (lub w klapkach, jak kto woli, ja wybrałem opcję bez). Ponieważ dno jest piaszczyste, sam piasek miły w dotyku dla stóp, a woda ciepła i płytka, spacer jest bardzo przyjemny. Do tego dochodzą ładne widoki kolorowych ścian kanionu - głównie czerwonych. Dla spragnionych, co jakiś czas czekają małe straganiki z napojami. Można zrobić sobie przerwę, wygodnie usiąść na krzesełku i napić się prosto z kokosa. Jeżeli ktoś chce, może powspinać się po ścianach kanionu, ale trzeba uważać, gdyż piaskowce są bardzo kruche, a w zetknięciu z niedużą ilością wody tworzą maź, w której się cieżko poruszać (generalnie polecam). Na samym końcu trasy znajduje się niewielki wodospad.
|
Suoi Tien - kontrastujące ze sobą kolory w połączeniu z wyrzeźbionymi przez wodę formach w piaskowcu dają magiczy efekt |
|
Zbaczając ze ścieżki można się nieźle zakopać. |
|
Można spotkać ciekawe osobistości po drodze |
|
Suoi Tien - woda wydaje się mętna, ale w rzeczywistości jest bardziej bardzo przejrzysta |
|
Woda spływa do strumienia również małymi bocznymi strumykami |
Po Suoi Tien zostały mi tylko dwie główne atrakcje. Białe i żółte wydmy. Ponieważ do żółtych nie było tak daleko z Mui Ne, równie dobrze mogłem je na spokojnie zwiedzić kolejnego dnia. Póki miałem motor mogłem jechać dalej. I tak “Białe Piaski” stały się moim kolejnym celem.
Wszystkie biura podróży polecały białe wydmy o wschodzie lub o zachodzie słońca. Na wschód było już stanowczo za późno, miałem nadzieję, że zdążę na zachód. Okazały się one być dalej niż się spodziewałem. Co jakiś czas zatrzymywałem się, aby sprawdzić za pomocą GPS’a w telefonie jak daleko jestem i ile kilometrów mi jeszcze pozostało. By być na czas musiałem przyśpieszyć. Jechało się bardzo przyjemnie. Drogi w Mui Ne nie są takie zatłoczone - rzekłbym nawet, że są bardzo puste. Niecałe 10 km przed celem, przy ulicy, na totalnym pustkowiu, po obu stronach znajdowało się sporo osób. Zwolniłem. Gdy zbliżyłem się do nich zobaczyłem, że są to policjanci. Jeden z nich zatrzymał mnie. Po drugiej stronie widziałem rząd krzesełek, a na nich innych policjantów oraz dwójkę innych zatrzymanych - także obcokrajowców.
Policjant zapytał mnie po angielsku o wietnamskie prawo jazdy. Powiedziałem, zgodnie z prawdą zresztą, że takowych nie posiadam. Wtedy spytał o międzynarodowe - takiego także nie miałem. Oświadczył mi z satysfakcją, że za jazdę bez dokumentów muszę zapłacić milion dongów (około 180zł). “Kurza twarz” pomyślałem, nie bardzo wiedziałem, co robić. Odpowiedziałem więc, że nie posiadam ze sobą takiej gotówki i mam przy sobie jedynie 200 tys dongów (co by nie proponować łapówki wprost). Spojrzał na mnie i powiedział, że w takim razie trzeba będzie zarekwirować motor na 7 dni. “Ale to nie jest mój motor” powiedziałem pospiesznie, a po chwili dodałem “za siedem dni to mnie nie będzie już w Wietnamie”. Spojrzał na mnie jeszcze raz i rzekł “milion, albo zatrzymujemy motor na siedem dni”. Powtórzyłem, że motor nie jest mój, że go wynająłem, oraz że za siedem dni będę poza granicami Wietnamu. Z kieszeni wyciągnąłem 200 tys dongów, które pokazałem mu i powiedziałem, że to wszystko co mam ze sobą. Wtedy zapytał czy mógłbym udać się do bankomatu. “Nie ma problemu, musimy najpierw dojechać do mojego hostelu, gdyż tam zostawiłem moją kartę” odparłem. Spytał o nazwę hostelu, niestety ja nie pamiętałem, dlatego zacząłem gorączkowo szukać swojej rezerwacji wśród innych maili w moim telefonie.
W tym samym momencie podszedł do nas jeden ze starszych policjantów, który do tej pory siedział wśród innych po drugiej stronie ulicy. Wymienił z młodszym policjantem kilka zdań po wietnamsku i zwrócił się do mnie “W czym jest problem?”. Odpowiedziałem pospiesznie “Mam tylko 200 tys dongów, za siedem dni będę już w Europie, nie mam ze sobą karty do bankomatu, jest w hostelu i szukam właśnie jego nazwy”. Musiałem sprawiać wrażenie, że jest to wszystko dla mnie dużym kłopotem, bo policjant już trochę lżejszym tonem zapytał mnie o narodowość. “Jestem z Polski” powiedziałem krótko. “Roooooobert Leeewandowski!!!!!” wykrzyknął uradowany policjant. “Tak, tak on też jest z Polski”wymruczałem. “A to jedź..” rzucił beztrosko starszy policjant. Spojrzałem na niego i na 200 tys dongów, które nadal trzymałem w dłoni i spytałem “a co z tym?”. “Eeeee tam, jedź Lewandowski, jak z Polski to jedź...” odparł. I nie trzeba było mi powtarzać dwa razy. Wsiadłem na Yamahę i oddaliłem się jak najszybciej mogłem, zanim mogliby zmienić zdanie.
W trakcie dalszej jazdy musiałem się zatrzymać i zatankować. Spotkałem wtedy dwójkę ludzi, którzy także byli zatrzymani przez policje w tym samym czasie, co ja. Oni nie mieli tyle szczęścia i każdy z nich zapłacił po milionie. Widocznie policjanci chcieli dorobić się na lewo zatrzymując turystów na popularnym szlaku... no nie uczciwie, ale również nieuczciwym jest jeździć bez prawa jazdy.
|
Totalnie puste drogi, na totalnym odludziu - jazda skuterem przez nie to prawdziwa przyjemność |
|
Białe pisaki/wydmy - w summie lekko żółtawe, ale w pełny słońcu wyglądają są o pare odcieni jaśniejsze |
|
Białe piaski |
|
Białe pisaki tuż przed zachodem słońca |
|
Po zachodzie - jezioro lilii |
|
Po zachodzie - jezioro lilii |
Na miejsce dotarłem przed zachodem. Zaparkowałem obok małego jeziorka porośniętego liliami wodnymi. Zapłaciłem niewielką opłatę za wstęp i poszedłem wspinać się po wydmach. Bardzo dobrym pomysłem było przyjechanie tu wieczorem. W ciągu dnia po wydmach jeżdżą Jeeepy wypełnione turystami, motorki żużlowe i gokarty, co nie do końca pozwala cieszyć się tym miejscem. Na koniec dnia, ludzi jest co raz mniej i można posiedzieć sobie na piaszczystych górach w spokoju.
Gdy zapadł już totalny mrok postanowiłem wracać. W ciemnościach na pustkowiu zatrzymałem się kilkakrotnie w celu podziwiania gwieździstego nieba z dala od oświetlenia miejskiego. Dzień był udany i obfity. Wróciłem do hostelu koło północy. Cieszyłem się, że nie spotkałem ponownie policjantów i dziękowałem w duchu Robertowi Lewandowskiemu za to, że dzięki jego popularności w Wietnamie zostałem oszczędzony od mandatu.
Zazdroszczę Ci! Sama odwiedziłam już wiele krajów, ale Azja to ciągle moje marzenie. Moze w przyszłym roku uda mi się tam dostać:-).
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za udaną podróż na Daleki Wschód. W moim przypadku Azja w większości zwiedzona. Teraz trzeba nadrobić zaległości w “Zachodnim Świecie” .
UsuńWspaniałe widoki, ale ja bym się bała tak sama skuterem po obczyźnie ;) może wierzchem byłoby mi łatwiej xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
w zasadzie to jest świetny pomysł!!! Trzeba kiedyś tak spróbować :)
UsuńHaha, ale miałeś przygodę :) My na skuterze jeszcze nie zwiedzaliśmy, tylko samochód i quad, to drugie mega nam się podobało.
OdpowiedzUsuńJa muszę zrobić prawo jazdy, by samemu podróżować samochodem (ewentualnie podróżować z ludzmi, którzy posiadają uprawnienia :)) quad też brzmi świetnie :)
UsuńFajne, szczegółowe, wręcz detaliczne opisy i wciągające zdjęcia. Pokazałeś mi Vietnam, którego kompletnie nie znam i zachwyciłam się :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie przesadzam z moją szczegółowością :) Cieszę się bardzo, że się podoba :) Pozdrawiam
UsuńWietnam jawi się na zdjęciach jako zjawiskowe miejsce. A do tego nie brak w nim fanów porządnej piłki... :)
OdpowiedzUsuńTylko pozazdrościć wyjazdu i widoków, które na zawsze zostaną w pamięci. ;)
OdpowiedzUsuń